Przerwijmy na moment serię “Młodzież końca wieku", aby omówić
zupełnie inną kwestię. Zapraszam do lektury.
W przeciwieństwie, do
poprzednich wolnomyślicielskich artykułów ten jest wyjątkowo
drażliwy, to też Opinia Twórcza ostrzega. Tekst nie ma na
celu kogokolwiek obrazić, a jedynie skłonić do osobistych rozważań
czytelnika na temat spraw niematerialnych.
O wierze słów kilka..
Jakoś tak wszyscy żyjemy
sobie w półśnie. Wykonujemy swoje obowiązki, jemy, śpimy i
boimy się zastanawiać. Temat wiary martwi nas i niepokoi. Ci,
którzy zostali wychowani w duchu chrześcijańskim oscylują
wokół tematu w jego najróżniejszych odmianach, od
zatwardziałego katola , po chyba najliczniejsze grono, „wierzących
w coś na wszelki wypadek”. Problem polega na wierze samej w sobie.
Jeśli zakładamy, że jest władza, to naturalnie chcemy interakcji,
skarg, podziękowań donosów, nagród oraz kar.
Zdeklarowani, dostali w tym celu skrzynkę mailową w postaci
modlitwy. Gdyby ktoś kazał nam pisać wyjątkowo osobiste maile, do
kogoś, kogo nigdy nie widzieliśmy na oczy, z pewnością
popukalibyśmy się po czole.
Gdybyśmy założyli, że
Bóg stworzył wszechświat i życie, ale zostawił nas samych
sobie, „bo coś nie wyszło”, „bo nie taki był zamierzony
efekt”, to niezaprzeczalnie wielu z nas pokiwałoby głowami ze
zrozumieniem. No zdarza się. Wielu ateistów używa argumentu,
„wojny!”, „ holocaust!”. Jeśli zakładamy, że mamy
gospodarza, to najpotworniejsze zwyrodnienia, jakie powstały w
głowach obrzydliwych jednostek, zrealizowane przeciwko niewinnym,
powinny spotkać się z jakąś spektakularną manifestacją władzy,
wobec tych wyjątkowych wynaturzeń. Tak się jednak nie stało.
Kiedyś były podobno potopy i plagi ale to było tak dawno temu, że
wolimy wierzyć w siedmiu krasnoludków. Chowamy głowę w
piasek wobec powyższych argumentów, miast dzielnie wierzyć
mimo wszystko.
„Myszy harcują gdy kota
nie czują”, to jedno z najprawdziwszych przysłów,
obrazujących nasze powszednie zachowania. Jeśli ciężko pracujemy,
ale szef nie kwapi się, aby skontrolować naszą pracę albo w ogóle
się w pracy nie pojawia, zwalniamy, bo po co mamy się nadwyrężać
za te same pieniądze. Zaczynamy się obijać, szwendać, bumelować.
Nie chodzi o to, że kota faktycznie nie ma, tylko o fakt, że tak
się dzieje, kiedy go nie czujemy. Nie jesteśmy też złymi
pracownikami, człowiek jest przecież z natury wyjątkowo karny.
Szybko i prawie chętnie, dostosowujemy się do norm i zasad,
tworzymy ustroje i dla wygody staramy się ich jako społeczeństwa
przestrzegać. Jeśli natomiast ustrój szwankuje, bo nie
widzimy na horyzoncie władzy, zaczyna się bałagan. Kto jak kto,
ale architekt i wykonawca naszej natury, nie powinien mieć do nas o
nią pretensji, miałby wówczas pretensje do samego siebie, a
to z kolei świadczyłoby , wbrew obiegowej opinii, o jego
niedoskonałości. Tym samym postawmy tezę, że poddawanie wiary w
wątpliwość nie jest niczym niezwykłym dla ludzkiego stworzenia.
W jakim świecie przyszło
nam żyć. Mamy rok 2017. Artykuł się zestarzeje, ale wątpię, że
ktoś napisze w komentarzu po latach, że nastąpiła swoista recesja
i cyniczny opis naszych czasów stał się jedynie czkawką
dziejów. Wszyscy chcą być milionerami i strasznie się w tym
celu spalamy. Ja, ty, oni, wszyscy, chcemy zbudować tu na ziemi
swoje imperium, mimo iż opowiadamy sobie przy piwie, jacy to
jesteśmy uduchowieni. Marzymy o coraz to lepszych samochodach,
zdając sobie sprawę, że niczego przecież do grobu nie
zabierzemy. Z każdej witryny internetowej, z każdego ekranu, czy to
komputerowego czy telewizyjnego, atakuje nas cyc i dupa. Nie ważne
czy w filmie po północy, czy w reklamie proszku do prania.
Dobrowolnie abdykujemy ze stanowiska zwierząt oświeconych, „tych
z duszą” na rzecz niezobowiązującego seksu, majstrowania przy
komórce macierzystej i PINIĘDZY. Panuje degrengolada. Co
jakiś czas budzimy się pośród tego wszystkiego i padamy na
kolana jęcząc, że nie chcemy być skażeni. Nurzamy się w tym
ludzkim budyniu, ale chyba każdy, raz na jakiś czas myśli o
duchowych wakacjach, jak robotnik budowlany fantazjujący o operze.
Tak więc wszystko rozbija
się o wiarę. Nie umiemy albo nie chcemy wierzyć, albo jedno i
drugie. Odkładamy sprawę na potem. Ale czy dom na lichym
fundamencie może dobrze funkcjonować? Czy możemy beztrosko nosić
igiełki w ludzkim mrowisku, pośród bezkresnego lasu,
korzystając na co dzień z zaawansowanych procesów myślowych,
nie zastanawiając się, dlaczego to robimy? Co będzie później?
Co było wcześniej? Skąd się wzięło mrowisko i las tak w ogóle?
Czy nie wydaje się absurdalnym z perspektywy wszechczasu, że
gnieździmy się na tej małej, ziemskiej łupinie, stresując się
egzaminami, tym, że nie starczy nam na rachunki do końca miesiąca,
budzimy się i zasypiamy nie pytając kurwa DLACZEGO? Przecież to
paradne.
Ci, którzy urodzili
się na konkretnej szerokości geograficznej wierzą w lokalnie
uznane bóstwo, bo tam akurat przewrotny wiatr przywiał ich w
postaci nasionka i tylko dlatego. Możemy się tłuc między sobą
następne tysiąc lat, prowadzić święte wojny i uważać się
wzajemnie za nieoświeconych idiotów bo „moja racja jest
mojsza niż Twojsza” i najlepiej to nawracajmy się ogniem i
mieczem.
Oczywiście niewielu
spośród nas przyjdzie do głowy abstrakcyjna wydawało by się
myśl, że każdy obrządek wynika z potrzeby wiary, a nie wiara z
obrządku (co przecież bóstwa w żaden sposób nie
wyklucza). Można by postawić kontrowersyjną tezę, że Budda to
taki Jezus, który ma po prostu większy apetyt, albo Mahomet,
to ten sam gość, tylko z wyglądu bardziej przypomina współczesnego
imigranta, niż alfę i omegę. (Paradoks polega na tym, że Jezus
też powinien tak wyglądać ponieważ pochodzi z tamtych stron,
jednak rozpierducha dziejów poddała go liftingom i detalingom
poprawności religijno-politycznej i dziś jest niebieskookim
szatynem, z uczesanymi włosami i zadbaną brodą).
Zdejmijmy na chwilę
kaganiec który założyli nam rodzice, a przed nimi ich
rodzice i tak dalej.. Jeśli założymy, że Stwórca
jest ten sam tylko w wielu odsłonach, odpowiedź na pytanie
„dlaczego każdy wygląda inaczej”, nasunie się sama. Bóg
ma takie rysy w danym rejonie świata, jak Ci, którzy go
czczą. To chyba normalne prawda? A to, że mamy zupełnie inne
zbiory zasad i powinności wynika raczej z tego, że sami dzielimy
włos na czworo. Na początku dębu jest gruby konar, na końcu
jednak tysiące małych gałązek.
Co w ogóle autor ma
na myśli? Jaka jest konkluzja z całej tej paplaniny? Wmawia nam, że
mamy wierzyć jak barany? A może prześmiewa nas wierzących i
próbuje wytknąć nam, na swój zawoalowany sposób,
że jesteśmy naiwni i durni?
Otóż nie.
Niezależnie od przekonań
autora Opinii Twórczej, chodzi raczej o wspólne
pochylenie się nad sprawami niematerialnymi zgodnie z każdym
prywatnym sumieniem, niż o próbę zasiania w cudzych głowach
czegokolwiek. Zasiano bowiem już bardzo wiele. Nie powinno martwić
nas w co wierzy sąsiad, a raczej to, jaką wiedzę na temat własnej
wiary mamy my sami. Życie we wspólnym pędzie w psychotycznym
śnie na jawie, bez uporządkowania spraw wewnętrznych, bez
odpowiedzenia sobie na podstawowe pytania „kim jestem?”,
„dlaczego tu jestem?” wydaje się niepoważne. Nie chodzi więc o
to czy Bóg jest i jaki jest, przerażające jest to, że
dożywamy dziś 70 lat przy dobrych wiatrach i tak mało się nad tym
zastanawiamy.
O.T.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz